Jest 8:45 rano, słonecznie i ciepło (na północnym oknie +24.6 st. C), a gdyby nie lekki wiaterek, byłoby naprawdę upalnie. Kilka dni temu padały deszcze, które były łykiem świeżości po długotrwałych suszach.
Idę brukowaną alejką dębową obok basenów Orbity. Z obwodnicy śródmiejskiej dobiega straszny szum, ale mimo to, co jakiś czas udaje mi się usłyszeć stukanie w drzewo. Dochodzi ono z różnych miejsc. Niestety „stukaczy” nie widzę. Uciekam, byle dalej od miejskiego hałasu.
Zieleń odżyła. Można powiedzieć, że się na nowo zazieleniła.
Na wodzie przy plaży pustka. Przy brzegu zielony kożuch glonów.
Na twardej ścieżce, po której idę, wyrosła purchawka.

Kilka kroków dalej siedzi lecicha pospolita. To samiec – poznać go po niebieskim odwłoku ciemniejącym przy końcu. Samica ma odwłok żółty, z nakreślonymi wzdłuż dwoma ciemnymi pasami.

Na jasnym piasku dna Odry widzę poruszające się cienie małych rybek. Zbliżenie się do linii wody powoduje, że te natychmiast znikają.

Oprócz nawłoci, „guziczków” wrotyczu pospolitego oraz gdzieniegdzie rosnących mniszków lekarskich, żółci się tu jeszcze coś, co ma kwiaty podobne do kwiatów fasoli. To komonica zwyczajna należąca do rodziny bobowatych, a dawniej nazywanej rodziną motylkowatych czy też motylkowych. Skąd taka nazwa „motylkowe”? Od pokroju kwiatów, które wyglądają jak małe… motylki.

Na drutach wysokiego napięcia przysiadły 3 grzywacze.

Na jednej z działek dojrzewa winogron. Jego pnącza, jak macki ośmiornicy, oplotły już krzak głogu, a próbują sięgnąć jeszcze wyżej, do gałęzi świerka srebrzystego.

Kozanowska łacha jest znacznie większa niż tydzień temu. Około 50 mew śmieszek i ani jednej „dużej”, 2 łabędzie nieme, dostojnie krocząca czapla siwa, 3 wrony i 3 krzyżówki. Dostrzegłem też sieweczkę rzeczną, która najpierw robiła akrobacje nad wodą, później na chwilę w poszukiwaniu pokarmu zaczęła przeczesywać krawędź łachy, a następnie odleciała. Nad wodą śmigają jaskółki dymówki.



Jakże „połamana” może być szyja czapli!


Na jednej z działek rośnie piękny słonecznik o wielu kwiatach.

Na liniach energetycznych ponad działkami siedzi kilka szpaków i pustułka. Sokół nie zagrzał długo miejsca i zerwał się do lotu.


Doszedłem do kozanowskiego cypla. Przy jego wschodnim brzegu tylko kilka krzyżówek.
Z kolei po zachodniej stronie jest dużo ciekawiej. Kilkadziesiąt rozpierzchniętych krzyżówek, ale też tyle samo mew – śmieszek i „dużych” oraz 2 czaple siwe. Jedna z czapli usilnie próbuje wyciągnąć z wody truchło jakiejś wielkiej ryby. Mają na nią ochotę również mewy, ale czapla ma więcej siły i tylko ona daje radę wydobyć zdobycz z wody.


Dzielnie broni swojego drugiego śniadania…




Przyleciała jeszcze jedna amatorka cudzych zdobyczy – trzecia czapla siwa.

Wśród mew na drugim planie wypatrzyłem jeszcze 2 nurogęsi i łyskę.
Ostatecznie chyba nikt nie dał rady rybie i część towarzystwa opuściła arenę…

Na trawce, niedaleko kolejnego stanowiska komonicy zwyczajnej, usiadł sobie mały pomarańczowy motylek z czarnym „oczkiem” – pospolity strzępotek ruczajnik.

Z wody, przy brzegu, wystają szablaste liście, wśród których na poskręcanych łodygach widać kolczaste kulki. Tak wyglądają żeńskie owocostany jeżogłówki gałęzistej.


Wracam wzdłuż Odry, ale drogą pomiędzy działkami. Rosną tam głogi jednoszyjkowe, które czerwienią się już dojrzałymi owocami. Nazwa gatunkowa pochodzi od budowy kwiatu, który ma 1 słupek z 1 szyjką w odróżnieniu od głogu dwuszyjkowego, który ma 1 słupek z 2 szyjkami. Oba gatunki różnią się również pokrojem liści – głóg jednoszyjkowy ma klapy liści szeroko rozstawione, gdy ten drugi ma kształt bardziej owalny i zwarty.


Przekwitły już przegorzany – kuliste kwiatostany straciły swój atrakcyjny niebieski kolor.

Szpaki i mazurki korzystają z żywnościowych darów ogrodów. Dodatkowo mazurki na pustych grządkach urządzają sobie kąpiele ziemne i widać, że sprawia im to dużo przyjemności.



Z daleka znowu zauważyłem na łasze sieweczkę rzeczną. Wygląda na młodego osobnika – bez wyraźnego białego czoła i czarnej przepaski nad nim, jakie posiadają ptaki dorosłe.


Widziane wcześniej głogi nie są jedynym czerwonym akcentem w krajobrazie. Dojrzewają też owoce dzikiej róży.

Za działkami skręcam w prawo, idę przez „lasek” i wychodzę po schodkach na wał.
Zauważyłem, że z dziury w ziemi, powstałej w miejscu wypalonego pnia drzewa, wylatują osy. Czyżby tam założyły swoje gniazdo?

Nad głową usłyszałem śmiech dzięcioła zielonego. Ma powód do radości – wśród gęstych liści nie udaje mi się go wypatrzeć, 1:0 dla niego.
Jestem z powrotem przy basenach. Jest 11:20. Upał…
Piękny spacer… i jak ciepło się zrobiło!
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Trzeba jakoś łagodzić ziąb za oknem, gdy do ciepłych krajów jechać nie można. 😉
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ale miłe wspomnienia lata, przypomina mi to że muszę na blogu zamieścić letnie (mocno naznaczone upałem) historię z podkarpacia😃
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Letnia historia z Podkarpacia? Już nie mogę się doczekać!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Z taką zachętą zaraz wezmę się do pisania:)))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, to rozumiem. Dużo zdjęć, dużo obiektów i nawet jest akcja. 🙂
Osy chyba lubią takie miejsca. Koło mnie kiedyś wycięto starą topolę, pień był spróchniały u podnóża, zrobiła się dziura i w niej co roku zakładają gniazdo. Lepiej się nie zbliżać, bo od razu dwie albo trzy latają naokoło człowieka i groźnie bzyczą.
PolubieniePolubienie
Jak w kinie normalnie. Scenografia w miarę ładna i nawet ci polscy aktorzy grają całkiem, całkiem… 😉
Nie tylko osy lubią stare pnie, ale też groźniejsze szerszenie. Skoro budują swoje gniazda z masy papierowej albo próchna, to w takim miejscu mają materiału pod dostatkiem i nie muszą gdzieś daleko latać. Niestety, często ludzie próbują „wykurzyć” takich lokatorów, co zwykle kończy się pożarem i zniszczeniem wiekowych drzew. 😦
PolubieniePolubienie